wtorek, 14 czerwca 2016

... gdy trzylatka maluje swój pokój - czyli SI na poziomie domowym

..bo gdy trzylatka maluje swój pokój
to mamy przede wszystkim bałagan -
powie matka pedantka
czyli JA.
Ale mamy też, i przede wszystkim,
 pozytywy tej twórczej pracy dziecka.
Pierwszym i głównym jest Si,
bo jak inaczej nauczyć dziecko 
obcowania z różnymi fakturami,
czy też odbierania bodźców różnych natężeń?
Bo to włąśnie tego uczy
 i to pomaga "oswoić" Integracja Sensoryczna.
Bo ile można kręcić z dziecka naleśników na podłodze,
czy zjadać plastelinowych ciastek 
zrobionych przez córkę,
albo "katować" małe ciałko szczotkami.
 Sąsiedzi też już mają dosyć
skakania nad głowami :)
Jak można dać wałek, farbę i kawałek ściany,
a jak jeszcze do tego jest to własny pokój
i własna ściana
to frajda murowana :-)







I jak widzicie,
wygrał mój niespokojny duch :)
ale czas z spędzony z dzieckiem -  bezcenny,

a że nie umiem bezczynnie siedzieć,
to efekt finalny zapewne pokażę :)

P.S. Nie pytajcie tylko czy szyja boli.
Bo boli,
ale ten czas i ta wspólna zabawa
były tego warte :)


czwartek, 2 czerwca 2016

...i tyle słońca

... że nic tylko
pakować kocyk i na plażę.















Bo co innego mi teraz wolno?
A no nic :(
lekarze zalecają dalej odpoczywać,
regenerować,
zbierać siły.
Upierdliwe to takie nic nie robienie,
człowiek ma tyle planów:
jak na przykład
malowanie Pchełki pokoiku,
bo sobie księżniczka zażyczyła różowy,
albo
malowanie płytek w łazience,
a tak,
dobrze czytacie,
zamierzam poddać metamorfozie moją łazienkę.
Materiały od ponad miesiąca stoją w kącie,
kuszą jak nie wiem co,
a ja nie mogę machać rękoma,
tak nadal nie mogę po operacji machać rękoma,
no pomachać mogę, ale nie malować ścian


wtorek, 31 maja 2016

... był Dzień Mamy

I ja po raz trzeci,
trzeci rok z rzędu,
zaczęłam ten dzień
ze słowem DZIĘKUJĘ 
wypowiedzianym w chmury.....
..... dla pewnej kobiety

Dla mnie to dzień pełen wzruszeń,
miłości i przytuleń.
Wierszyków i kwiatuszków,
laurek i buziaków





Był piknik przygotowany razem z córcią,
a w związku z tym,
że popołudniu byłyśmy tylko we dwie
to każda zabrała na balkon to,
na co miała w danej chwili ochotę




I największa duma tego dnia
Moja mała trzylatka,
pięknie uczestniczyła w procesji,
a mi co jakiś czas łezka zakręciła się w oku :)




Jestem dumna z mojej małej córeczki!



czwartek, 19 maja 2016

... Żadna to rezydencja

... żadna,
 ani nawet willa to nie jest,
ani nawet hotel pięcio- gwiazdowy,
ani też restauracja z gwiazdkami Michelin-a
to zwykły,
niewielki,
o nieregularnym kształcie
balkon.
Blokowy balkon,
Na który po zimie
 musiałam wprowadzić parę zmian.
Zaniedbałam jak wszystko
i balkon miał nowych,
niechcianych mieszkańców.
schronienie znalazły jaskółki oraz gołębie,
więc trawka przestała być zielona.
Nie chcę pamiętać 
jak paskudnie wyglądała gdy wróciłam z kliniki.
Ogr miał bojowe zadanie się
pozbyć się jej i całej brzydkiej zawartości,
a ja stworzyłam przytulny kącik z tego co miałam w domu.
Jak pierwszy raz zobaczyłam w owadzim dyskoncie te słoiczki
to wiedziałam że do czegoś je wykorzystam,
na początku nie wiedziałam co to będzie,
ale jak już zjadłam odpowiednio dużo tych mini jogurtów
 to wpadłam na pewien pomysł,



 
Powiązałam je sznurem
i wieczorem wyglądaj bajkowo :-)








A Wam przypadła do gustu taka aranżacja?
 Myślicie że zda egzamin?

środa, 11 maja 2016

....i ten post w żadnym wypadku nie sponsorowany, lecz zwykłe chwalipięctwo

.... bo w poniedziałek..
godziny dopołudniowe,
myślę...... czas na drugą kawkę
i pyszne ciacho,




a tu puk puk do drzwi....
Patrzę listonosz:
- Dzień dobry Pani
-Dzień dobry
-Bo ja chciałem bardzo Panią przeprosić,
bo niedawno oddałem do odesłania list do Pani.
Bo ja jeszcze Pani nie znałem ,
ale teraz już będę znał,
i będę wiedział,
że Pani to Pani.
Słucham tego z niemal rozdziawioną buzią,
że też temu facetowi chciało się wchodzić do mnie na trzecie piętro :)
Fakt, była taka sytuacja,
koleżanka zaadresowała list jedno mieszkanie dalej,
fakt, byłam zła,
ale no już nie przesadzajmy,
że trzeba za to aż tak przepraszać.
I wtedy ten Pan przechodzi do meritum:
-Bo ja Pani przyniosłem osobiście paczuszkę,
aby Panią poznać i przeprosić.
No i wtedy mnie olśniło:
przecież ja wygrałam u Magdy deseczkę.
Ale nie taką zwykłą,
Zobaczcie:




Piękna prawda?
A w związku z tym że pokusiłam też ciastem
Smacznego!


niedziela, 24 kwietnia 2016

Proszę o usprawiedliwienie mojej nieobecności....

....bo jak wcześniej pisałam
blog mój nigdy nie był miejscem gdzie wylewam żale
czy też płaczę nad losem,
który w danej chwili jest mniej łaskawy.
Dlatego teraz pragnę tym,
którzy stali maile, dzwonili, 
czy też normalnie po ludzku się martwili,
wyjaśnić powód mojej jakże przydługiej nieobecności.
W maju, przez przypadek, wykryto u mnie guza,
którego jak się okazało, hodowałam przez kilka lat,
paskuda zdążył urosnąć sobie do 3,5 cm!!!
Pierwsza biopsja nie wykazała nic niepokojącego,
ale myśli jak szalone gnały po głowie....
...przecież to niemożliwe!!!
Nie ja!!!
Nie u mnie!!!
Jeszcze nie zdążyłam nacieszyć się Pchełką
tak krótko jesteśmy razem.
Pchełka ma mieć rodzeństwo!!
A jak nie zdążę???
Takie myśli krążyły mi po głowie przez kolejne pół roku,
aż do drugiej biopsji.
Która to biopsja wykazała,
że guz jest w fazie wzrostu i trzeba go jak naj szybciej usunąć.
Decyzja jednego z chirurgów była:
razem z całym prawym płatem tarczycy.
A w związku z tym, że ja nie poprzestaję na jednej opinii
(w niczym!!! zawsze chcę poznać co najmniej dwie)
udałam się na konsultacje do Gdańska do UCK.
Tam z kolei chcieli mnie kroić już po dwóch tygodniach.
Dzisiaj jestem już tydzień po ściągnięciu szwów,
w wynikiem histopatologicznym w dłoni :) I tak nie mam gada w sobie i nie mam też prawego płata tarczycy.

Jak pisałam wyżej,
był to dla mnie koszmarny czas.
Ale też okres,
w którym poznałam siłę prawdziwej przyjaźni.
Czas w którym Ci co byli mi bliscy - stali się jeszcze bliżsi.
A Ci którzy byli przy mnie tylko po coś - nie przetrwali.
Dlatego dziękuję Bogu za ten czas.
Nauczyłam się życia od nowa!!
Dziś kocham Ogra i Pchełkę miłością większą niż można sobie wyobrazić,
czas spędzony z nimi jest dla mnie bezcenny.
Wcześniej starałam się planować dzień, popołudnie nadchodzący weekend,
czy też kupno nowego auta i jego spłatę w dogodnych ratach kredytowych.
Dziś liczy się tu i teraz.
Popołudniowa zabawa z Pchełką czy też wieczorne rozmowy z Ogrem,
są na pierwszym miejscu.

Moja córcia jest dla mnie wszystkim co mam,
mam nadzieję że jej siostra dopełni naszą Rodzinkę
(bo rozpoczynamy starania o siostrę dla Pchełki)


sobota, 29 sierpnia 2015

.... Zatrzęsło mną po stokroć

...zatrzęsło
i trzęsie do tej pory!!!
Ostrzegam!
To jedyny,
pierwszy i ostatni post w takim charakterze.
Mój blog, moja przestrzeń
ale nie stworzona po to aby się wyżalać czy użalać.
Ale tym razem robię wyjątek.
A zatrzęsło mnie 
i trzęsie do tej pory
gdy zobaczyłam na cudzym blogu zdjęcie mojego dziecka.
Gdyby nie dziwny splot wydarzeń,
nigdy nie doszłabym do tego.
A mianowicie
chciałam na fb skomentować zdjęcie mojego chrześniaka,
weszłam i zobaczyłam,
że jest tam odnośnik do jakiegoś bloga
z informacją że tam znajduje się ich więcej.
No to ja klik i jestem na tym blogu,
jak się okazało,
to blog z usługami fotograficznymi.
i zdjęcie 8 w kolejce
to zdjęcie z moją córką.
Zryczałam się jak bóbr całą noc,
a w związku z tym że były to godziny około północne
niewiele mogłam zrobić.
Rano, po całej nie przespanej nocy
i jak tylko odrobinkę ochłonęłam,
poprosiłam sms-em siostrę
aby delikatnie upomniała swoją koleżankę fotografkę,
że ja nigdy nie wyrażałam zgody 
 na umieszczanie zdjęć mojej córki w internecie
(bo nikt też mnie o to nie pytał
zresztą i tak bym jej nie wyraziła) 
Myślicie że usłyszałam słowo "przepraszam"?
hmmmm
chciałabym
ale to chyba pozostaje w sferze marzeń.
 
Chronię prywatność mojej małej,
sama nie umieszczam na żadnym portalu
ani nawet na blogu
jej wizerunku.
Uprzedziłam także rodzinę, że nie życzę sobie tego.
A tu taka niemiła niespodzianka.
Wiem, że nie jestem w stanie
uchronić mojej Pchełki przed każdym 
ambitnym fotografem
i przed każdym zdjęciem,
ale jeżeli tylko mogę, to nie zawaham się przed niczym.